Kończący się rok 2021, podobnie jak ten ubiegły, upływa pod widmem głębokich zmian, które dotykają światową oraz polską branżę produkcyjną. Do problemów czysto logistycznych związanych z obostrzeniami, dochodzą także te związane z brakami kadrowymi i rekrutacją nowych pracowników, presją cenową czy niedoborem materiałów. Choć listopadowy odczyt indeksu PMI dla polskiego przemysłu zasygnalizował przyspieszenie tempa wzrostu, przyszłość jest nadal niepewna, a rynek czeka wiele zmian w 2022 roku.
Zdaniem Adama Komarnickiego, eksperta rynku produkcji i dyrektora zarządzającego technologicznej spółki Indoorway, będącej jednym z liderów rozwiązań Przemysłu 4.0, nadchodzący rok przyniesie 4 główne trendy:
- Firmy będą bardziej doceniać pracowników fizycznych, nie tylko finansowo
Wspomniane problemy z niedoborami wykwalifikowanych pracowników na rynku produkcyjnym i przemysłowym, dodatkowo pogłębiła pandemia. Jest to szczególnie dotkliwe odczuwalne w branżach, które w tym czasie zwiększyły wolumeny produkcji, jak producenci kosmetyków, artykułów higienicznych i chemii gospodarczej, a także w obszarach związanych z logistyką. Brak rąk do pracy wywiera presję na wzrost wynagrodzeń, ale też sprawia, że firmy są zmuszone coraz bardziej starać się, aby utrzymać obecnych pracowników. Takie starania jeszcze do niedawna były skierowane przede wszystkim do zatrudnionych w biurach i specjalistów. Nie oznacza to jednak, że w fabrykach i magazynach nagle w czwartki zaczną się pojawiać kosze z owocami.
– Z naszych obserwacji, na podstawie wdrożeń w dziesiątkach firm produkcyjnych wynika, że pracownicy fizyczni oczekują od pracodawcy – w dużo większym stopniu niż biurowi – dobrej organizacji pracy oraz realistycznego obłożenia obowiązkami. Mocno frustrują ich też sytuacje, gdy wykonywana przez nich ciężka praca nie jest doceniana – tłumaczy Adam Komarnicki.
Do niedawna bardzo trudno było zmierzyć faktyczną wydajność oraz obłożenie pracownika na produkcji lub magazynie, ale nowoczesne technologie oparte na Internecie Rzeczy dają już taką możliwość.
– Systemy typu RTLS (Real-time Location Systems) potrafią zmierzyć nie tylko czas wejścia i wyjścia na zakład, ale też przebytą drogę i czas spędzony w zdefiniowanych strefach w trakcie całego dnia roboczego. Najlepsi pracodawcy będą wykorzystywać tego typu dane do lepszego planowania zasobów, usuwania wąskich gardeł i nieefektywności z procesów, tak aby ich pracownicy mogli się skupić na zleconych zadaniach – dodaje prezes Indoorway.
- Dalszy rozwój cyfryzacji nastawiony na zwiększoną szybkość reakcji
Pandemia Covid-19 znacznie przyspieszyła transformację cyfrową firm produkcyjnych oraz centrów dystrybucyjnych. W przypadku pierwszej grupy, firmy produkcyjne zdały sobie sprawę, że odpowiedzią na nieprzewidywalność związaną z popytem i problemy z łańcuchami dostaw jest zwiększenie elastyczności procesów, co jest możliwe tylko dzięki zarządzaniu w oparciu o dane. Druga grupa z kolei musi się mierzyć z mocno zwiększonym poziomem zamówień (szczególnie e-commerce) i coraz większymi wymaganiami klientów, a z drugiej strony brakiem zasobów kadrowych.
Zdaniem Komarnickiego, to wymusza poprawę wydajności oraz automatyzację procesów, do czego również wymagane są wysokiej jakości dane. O ile więc rozwiązania z obszaru Przemysłu 4.0, w czasach sprzed pandemii były w Polsce raczej w fazie testów, pandemia pokazała, że firmy, które potrafiły szybciej reagować na zmiany – wygrywały. Ekspert podkreśla jednocześnie, że rozwiązania lokalizacyjne oparte na systemie Bluetooth powoli zaczną odchodzić do lamusa i zastąpią je bardziej dokładne pomiary, jakie zapewnia technologia Ultra Wideband (UWB), która zresztą będzie zyskiwała na popularności w aplikacjach konsumenckich.
- Działy HR zaczną korzystać z danych zbieranych z sensorów
Zapewnienie odpowiedniego poziomu wydajności wymaga bardzo dobrego zarządzania oraz organizacji pracy. Działy HR coraz częściej korzystają więc z dedykowanego oprogramowania jak np. systemy Rejestracji Czasu Pracy (RCP), standardowo łączonych z modułami HR systemów ERP. Od niedawna mogą ich też wspomagać czujniki oparte na technologiach Internetu Rzeczy, takie jak rozwiązania typu Real-time Location Systems.
– Korzyść z systemów RCP zamyka się w ich nazwie. Rejestrują czas pracy, natomiast nie oferują wsparcia przy zarządzaniu pracownikami, ich rozwoju ani poprawie organizacji wykonywanych zadań. Takie możliwości dają za to systemy RTLS, które w czasie rzeczywistym monitorują lokalizację i analizują ruch pracowników na terenie fabryki. Każdemu pracownikowi można przypisać w systemie jego kompetencje (np. spawacz, kierownik, operator wózka widłowego), co pozwala na analizę, czy pracodawca wykorzystuje w odpowiednim stopniu potencjał swoich pracowników – np. nie obciąża nadmiernie operatora kluczowej maszyny, co przekłada się na częste przerwy w produkcji. Tego rodzaju wiedza jest szczególnie przydatna w fabrykach czy magazynach, ponieważ na dużych przestrzeniach i przy wysokim skomplikowaniu procesów, nie jest możliwe uzyskanie pełnego obrazu sytuacji tylko na podstawie obserwacji – mówi ekspert.
– Z kolei w centrach dystrybucyjnych, taki system może stale monitorować ruch pracowników, skanerów i wózków – dzięki czemu wszystkie główne procesy (odbiór towarów od dostawców, kompletacja, sortowanie, załadunek na ciężarówki) mogą być dokładnie zmapowane. Kierownicy mogą wówczas ustalić realistyczne standardy, które zapewniają odpowiednią długoterminową wydajność procesu w odniesieniu do optymalnego składu zespołu, czyli kombinację liczby pracowników oraz ich kompetencji. Na tej podstawie można wyselekcjonować zespół, który potrzebuje dodatkowych szkoleń, zbudować lepszy system motywacyjny, czy też lepiej planować zasoby – dodaje Komarnicki.
- Skrócenie łańcucha dostaw
– Branża produkcyjna ostatnio mocno ucierpiała w wyniku zakłóceń łańcuchów dostaw, skutkując co najmniej bólem głowy, a często wręcz traumatycznymi przeżyciami dyrektorów logistyki, którzy nie byli w stanie zapewnić dostaw surowców do swoich zakładów, często notujących w trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy rekordowe zamówienia. Ta sytuacja obnażyła poważną słabość istniejących łańcuchów dostaw, opartych na założeniu, że transport dalekomorski będzie zawsze działać sprawnie, a odległości geograficzne mają niewielkie znaczenie – tłumaczy Adam Komarnicki.
Pandemia te założenia brutalnie zweryfikowała, wpływając na sytuację i zachowania wszystkich uczestników – zbyt długich jak się okazało łańcuchów dostaw.
– Najważniejszym teraz wyzwaniem stojącym przed branżą jest skrócenie oraz dywersyfikacja łańcuchów, aby móc korzystać z dostawców będących bliżej. Tym samym, światowy kryzys logistyczny i transportowy po raz kolejny udowadnia starą prawdę, że… czas to pieniądz. Dlatego też, wielu producentów, zarówno europejskich jak i chińskich podwykonawców, przeniesie produkcję na Stary Kontynent, czyli bliżej swoich klientów. Mocno powinny na tym skorzystać takie kraje jak m.in. Polska i Rumunia – podsumowuje ekspert.
źródło: PR Magnolia