Delikatna równowaga, którą charakteryzował się rynek półprzewodników została zachwiana w 2020 r. – olbrzymi popyt na umożliwiające pracę zdalną urządzenia (takie, jak laptopy, komputery osobiste i telefony komórkowe), których podstawową składową są półprzewodniki, spowodował olbrzymie braki tych półproduktów. Efektem tego było zahamowanie rozwoju innych branż, np. motoryzacyjnej, gdzie w 2021 r. powstała jedynie część zakładanej pierwotnie produkcji.
Wyzwania, jakie postawiła przed światem pandemia, sprawiły, że Stany Zjednoczne i Unia Europejska musiały uważnie przyjrzeć się swoim zależnościom od produkowanych w większości w Azji półprzewodników oraz opartych na nich układów scalonych. Skutkiem tego jest niedawne uchwalenie aktów prawnych, mających na celu uniezależnienie się od produkcji na drugim końcu świata kluczowego dla współczesnej gospodarki komponentu – CHIPS and Science Act w Stanach oraz European Chips Act (Akt w Sprawie Czipów) w Unii Europejskiej. Bezpośrednio odnoszące się do Polski europejskie rozporządzenie ukierunkowane jest również na wzmocnienie konkurencyjności Europy w technologiach i aplikacjach opartych na półprzewodnikach oraz wsparcie cyfrowej i zielonej transformacji.
Podstawowy warunek – technologiczne wyrafinowanie miejsca produkcji
Fabryki półprzewodników i układów scalonych oraz sam proces produkcji należą do najdroższych i najbardziej zaawansowanych technologicznie. Podstawowym warunkiem jest zatem dostęp do wysoko wykwalifikowanych pracowników, w tym inyżnierów oraz kadry zarządzającej produkcją. Drugą kwestią jest samo miejsce produkcji, które musi spełnić wyśrubowane standardy pozwalajace na uzyskanie powtarzalnych serii produktów w skali mikro (m.in. chodzi o stałe warunki temperatury i wilgotności powietrza oraz niemal sterylna czystość, uzyskiwane m.in. poprzez obecność śluz i kombinezonów). Olbrzymie znaczenie mają również ogólne doświadczenie w zakresie budowania złożonych technologicznie produkcji czy bliskość odbiorców półprzewodników/układow scalonych.
Pierwsze przykłady zmieniającej się sytuacji widać już teraz – w maju 2022 tajwańska spółka TSMC (produkcja układów scalonych dla m.in, Apple czy AMD) ogłosiła ulokowanie nowej fabryki w Arizonie. Co więcej, pierwotne założenia produkcyjne zostały w grudniu zwiększone ponad trzykrotnie.
Polska i jej szanse
Z każdym rokiem przybywa w Polsce fabryk, w których odbywają się złożone technologicznie procesy produkcji. Do najbardziej znanych należą duże fabryki baterii elektrycznych do samochodów, np. LG Chem we Wrocławiu czy SK Innovation w Dąbrowie Górniczej. Ale warto zwrócić uwagę także na mniejsze inwestycje, w których również wytwarzane są technologie z najwyższej półki – przykładem może być inny projekt z branży elektromobilności – fabryka BTS postawiona dla Phoenix Contact E-Mobility w Rzeszowie.
Stopień zaawansowania produkcji, jakie powstały w ostatnim czasie, pozwala przypuszczać, że Polska jest gotowa na ulokowanie fabryki półprzewodników. Niestety, wydaje się to raczej mało prawdopodobne, przede wszystkim ze względu na położenie na wschodniej granicy UE. Niemniej jednak produkcja układów scalonych w sąsiadujących krajach (przede wszystkim w Niemczech) może okazać się szansą dla działających w Polsce poddostawców. Przykładem może być tutaj uruchomienie fabryki Tesli pod Berlinem, co pociągnęło za sobą powstanie szeregu inwestycji w pobliżu zachodniej granicy (w województwach lubuskim i wielkopolskim).
Czynniki atrakcyjności inwestycyjnej
Warunkiem przyciągania najbardziej opłacalnych z punktu widzenia kraju inwestycji jest konkurencyjność na tle innych rozważanych lokalizacji. Jednym z argumentów może być pomoc publiczna dla firm, która w najprostszym ujęciu jest uzależniona od relacji PKB generowanego przez dany region w stosunku do średniej unijnej. Z tego płynie prosty wniosek, że jako kraj będziemy pod tym względem bardziej atrakcyjni niż np. Niemcy, ale podobnie konkurencyjni jak większość krajów, z którymi sąsiadujemy. Pomoc ta jest regulowana przepisami unijnymi określającymi m.in. maksymalną wielkość inwestycji, dla której można uzyskać taką pomoc.
Dla przedsięwzięcia o szczególnym znaczeniu dla gospodarki, a w praktyce dla inwestycji o olbrzymim rozmachu, możliwe jest również ustalenie wielkości zachęt bezpośrednio między inwestorem a rządem danego kraju. Przykładem firm, które skorzystały z takiej możliwości w Polsce, są m.in. Daimler, LG, SK Innovation, Volkswagen czy Toyota.
Pomoc publiczna to jednak jedynie jeden z wielu elementów decydujących o lokowaniu inwestycji w danym kraju. Wśród innych, bezwzględnie koniecznych czynników są dostęp do wykwalifikowanych pracowników, bliskość odbiorcy produktu, łatwość transportu (dobra komunikacja drogowa, port), zaangażowanie lokalnych władz czy stabilność prawna. Co więcej, bez doskonałej znajomości tych parametrów i umiejętności poruszania się w tym środowisku oszacowanie opłacalności inwestycji i sprawne jej wykonanie jest niemożliwe. Colliers od lat doradza w tym obszarze inwestorom i może pochwalić się licznymi zrealizowanymi projektami, świadczącymi zarówno o naszym doświadczeniu jak i wysokim poziomie inwestycji technologicznych w Polsce.
Zielona transformacja i ESG
Rozporządzenie European Chips Act (Akt w Sprawie Czipów) zwraca uwagę również na kwestie zielonej (i cyfrowej) transformacji. Choć Polska charakteryzuje się bardzo dobrą dostępnością gazu i prądu (z czego skorzystali LG i SK Innovation), to w coraz większym stopniu znaczenia nabiera również sposób ich pozyskiwania.
Obowiązująca od stycznia 2023 r. dyrektywa dotyczące ESG (ang. Environmental, Social and Corporate Governance) nakłada obowiązek składania sprawozdań dotyczących zrównoważonego rozwoju. Choć firmy mają na to jeszcze trochę czasu (do dwóch lat w zależności od wielkości firmy), zbieranie danych musi rozpocząć się już teraz. Można spodziewać się, że taka sprawozdawczość przyczyni się do bliższego przyjrzenia się procesom i ich optymalizacji pod kątem ochrony środowiska. Dodatkowym motywatorem są oczywiście stale rosnące ceny prądu i gazu, spowodowane m.in. wojną w Ukrainie i jej konsekwencjami.
Przykładowo, inwestorzy coraz częściej decydują się na pokrycie dachów obiektów przemysłowych panelami fotowoltaicznymi. Zakłada się, że każde 10 tys. mkw. pokrycia dachowego, zabezpiecza około 0,8 MW dodatkowej energii. Oczywiście taki „dodatek” to zwiększenie wyjściowego kosztu obiektu oraz konieczność zaplanowania odpowiedniego udźwigu konstrukcji dachu, ale opłacalne w dłuższej perspektywie.
Komentarz Filipa Deleżyńskiego, Dyrektora w Dziale Powierzchni Logistycznych i Przemysłowych w Colliers
źródło: Colliers